sierpnia 28, 2018

Letnia Sesja Rodzinna

Letnia Sesja Rodzinna


Dzień dobry!

 Kochani jak wiecie ja uwielbiam robić sobie zdjęcia,chociaż gdy byłam młodsza nie przepadałam za robieniem sobie zdjęć. Ale jak widać trzeba do tego dojrzeć i przede wszystkim pokochać siebie. Jak ja lubię zdjęcia mój mąż średnio. A żeby Ignasia złapać na zdjęciach to trzeba mieć aparat dla relacji sportowych. Hehe ;)
Moja koleżanka która zaczyna przygodę z fotografowaniem tworzy swoje portfolio i zaproponowała nam sesję rodzinna w naszym pięknym Ogrodzie Botanicznym UMCS. Wiec oczywiście ja się zgodziłam. Moich chłopaków postawiłam przed faktem dokonanym i nie mieli wyjścia ;)
Ignaś musiała standardowo się wybiegać za nim naprawdę zaczął pozować,ale dzięki genialnemu oku Magdy zdjęcia wyszły genialnie. Sami zobaczcie.


                                Tato pobaw się ze mną w berka ;)


                        Tu mamy trochę spokojniejsze pozowanie do zdjęć ;)


         Były też naprawdę momenty gdzie Ignasia coś zainteresowało i potrafił pozować ;)



              Po wybieganiu się przyszedł moment,tato weź mnie na barana.


I powiem wam,że bardzo mnie zaskoczył mój maż bo  sam sie domagał zdjęć by Magda robiła mu i Ignasiowi. A tym razem to ja stałam w cieniu ich fleszy ;) No żeby nie było ze mną też ma zdjęcia ;P


Sesja naprawdę udana. Jak już mój mąż był zadowolony to na prawdę Magna zrobiła kawał dobrej roboty!
Jeżeli chcecie uwiecznić ważne chwile w waszym życiu i mieć pamiątkę na lata polecamy wam Magdalena Starobrat. Sympatyczna dziewczyna z fajnymi pomysłami. Tylko teraz Madzia jest ograniczona czasowo,bo spodziewa się dzidziusia ale na pewno się dogadacie ;)

Podobają się wam zdjęcia?
Pozdrawiam ;*






sierpnia 14, 2018

Weekend w górach z pięciolatkiem.Czy warto?

Weekend w górach z pięciolatkiem.Czy warto?




Dzień dobry!

     Za nami aktywny weekend w górach. Razem z moim R kochamy góry i chcemy zaszczepić tą miłość w naszym synu. Temu polskie Tatry wybraliśmy na nasz krótki, bo weekendowym urlopie. Ignaś był już drugi raz w górach. Pierwszy raz byliśmy jak miał 3latka to był listopad i leżał już śnieg ale nad Morskie Oko daliśmy radę dotrzeć. A w ten weekend był drugi raz i podczas pobytu jeden dzień poświęciliśmy na trasę do Doliny Pięciu Stawów.
     Jak myślicie dał radę?
     Ale zanim do tego dojdziemy opiszę wam nasz nocleg, pobyt na termach w Bukovina oraz najważniejsze wyprawę na Dolinę Pięciu Stawów.

1 dzień 

   Z piątku na sobotę wyruszyliśmy w nasze polskie góry by uniknąć korków ale też by Ignaś większość trasy przespał. Jak są tu rodzice wiedza pewnie o czym mówię, Po trasie deszcz nas nie opuszczał i wiedzieliśmy,że musimy nasz cały plan na dwudniowy weekend trochę pozmieniać, Czyli zamiast w sobotę iść na szlak to poszliśmy w niedzielę,a zamiast moczyć tyłki na termach w niedzielę to moczyliśmy w sobotę.
Do Bukowiny Tatrzańskiej gdzie wybraliśmy się na termy Bukovina byliśmy o 11 (całe szczęści,bo jak wychodziliśmy o 14.30 to była kolejka 50osób). Obiekt posiada baseny wewnętrzne jak i zewnętrzne, strefę saun i SPA, trzy zjeżdżalnie oraz gastronomie. My korzystaliśmy ze strefy basenowej,bo Ignaś uwielbia takie wojaże. Ceny biletów są naprawę,a mianowicie za 3,5 h dla dorosłych 69 zł,ulgowy 40  zł. Dla rodzin z dziećmi są atrakcyjniejsze oferty,bo 2+1 na 4 h to koszt 169 zł.

Po moczeniu tyłka w basenach pojechaliśmy na kwaterę,która mieliśmy na Gubałówce "u Wilków". Korzystaliśmy z usług noclegowych u Pani Moniki po raz drugi i z całego serca wam polecam. Dom na zewnątrz wygląda normalnie ale za to środek oddaje klimat góralski. Każdy pokój jest wyposażony w łazienkę, szafkę na ubranie,stolik z dwoma taboretami oraz łóżko. Do dyspozycji gości jest wspólna kuchnia wyposażona we wszystkie potrzebne rzeczy oraz ogólna jadalnia z telewizorem,kominkiem oraz zabawkami dla dzieci. Właściciele mili,pomocni,zawsze doradzą jak trzeba.



Na kolację wybraliśmy się do restauracji "Po Widoki" z widokiem na góry.


A swój dzień skończyliśmy koncertem z cyklu Hej Fest i na scenie wystąpili O.S.T.R oraz Chylińska.

2 dzień


    Dzień zapowiadał się piękny. Zero chmur. Świeciło piękne słońce. Po prostu idealna pogoda na wyprawę do Doliny Pięciu Stawów.
   Kto był w górach i był na szlaku do Doliny ten wie, że jest to do zrobienia nawet z dzieckiem.Dla mnie wyprawa do DPS była kolejną rzeczą którą chciałam zdobyć i odhaczyć na swojej liście wypadów w Tatry. I na pewno zaliczam ją do NAJLEPSZYCH wypraw. Martwiłam się o to czy nasz pięciolatek da radę.
Początek jest prosty bo od parkingu w Palenicy Białczańskiej do Wodogrzmotów Mickiewicza  idzie się asfaltem. To dla Ignasia był pikuś.


Za wodogrzmotami skręciliśmy w prawo to tam Rafał go musiał trochę pod górę nieść,bo idzie się po dużych kamieniach,



Droga początkowa prowadzi przez las,a to dobrze bo w taki upał jaki my mieliśmy jest schronieniem od mocnego słońca.



Na tym odcinku trasy mija się potok Roztoka,którego szumy słychać przez większość trasy.


Dochodząc do Polany Nowa Roztoka zaczynają się fajne widoki cieszące oko.



Całą trasę idzie się pod górę. Nasz mały siłacz przez półtorej godziny sam maszerował swoimi nogami. Gdy doszliśmy do rozwidlenia szlaków i wchodziliśmy na czarny szlak to mój mąż niósł go na barana,bo inaczej nie doszlibyśmy do celu. Przez 40min trzeba się dosłownie wdrapywać pod górę. Mega szacunek dla mojego męża. Ale daliśmy radę. Cała trasa zajęła nam 3h. Z powrotem wiadomo schodziło się szybciej.




Po zdobyciu Doliny zmęczeni ale szczęśliwi wróciliśmy do domu.
Jeśli zastanawiacie się czy wasze dzieci dadzą radę,albo czy wy to mówię wam DACIE RADE!
Polecam każdemu.
Może ktoś z was był? Dajcie znać w komentarzu ;)

sierpnia 05, 2018

Warsztaty Le Petit Marseillais

    Warsztaty Le Petit Marseillais
       



Dzień dobry!

     Dziś przychodzę do was po miesięcznej przerwie z relacją z warsztatów Le Petit Marseillais.
     Jak już mieliście okazję zauważyć od jakiegoś czasu mam przyjemność być ambasadorką marki Le Petit Marseillais. Firma organizowała w czerwcu konkurs dla 100  Złotych Ambasadorek,które podczas wszystkich kampanii wykonywały rzetelnie wszystkie zadania. I ja się znalazłam w tej setce ;) Konkurs polegał na tym by pokazać co dla nas znaczy być Złota Ambasadorką LPM w kreatywnym filmiku lub na pomysłowym zdjęciu,który było trzeba udostępnić na instagramie. Ja wybrałam zdjęcie ponieważ do filmików jeszcze nie dojrzałam. Wygraną były warsztaty na polskiej Prowansji. Wiedziałam,że dziewczyny będą walczyły i na pewno zdjęcia będą bardziej kreatywny niż moje,ale czekałam. Przyszedł początek lipca i zadzwonił telefon. Poinformowano mnie,że wygrałam i warsztaty odbędą się na Mazurach w nietypowym terminie,bo w czwartek i piątek.Ucieszyłam się i dzięki szybkiej mojej organizacji udało się bym mogła pojechać.
Szczerze dawno jeździłam pociągiem i mnie przerażała podróż do Olsztyna z przesiadką w Warszawie. Dzień przed wyjazdem dowiedziałam się ,że tym samym pociągiem jadą jeszcze dwie dziewczyny z Lublina więc mi ulżyło. Ale to nic nie dało. Jak te trzy sierotki przegapiłyśmy pociąg do Olsztyna i zamiast na 20 byłyśmy na 22,30;) Ale co to za podróż bez przygód.

    Nocleg miałyśmy w Nowym Kawkowo w Moniówce.Moniówka jest otoczona dużym zielonym ogrodem, stawem i ruinami. To pięknem miejsce człowiek może wypocząć na hamaku,leżaku przy stawie. To takie miejsce gdzie można uciec od swojej codzienności i oddać się naturze.



  Pierwszy dzień zaczeliśmy od pysznego śniadania zrobionego przez właścicieli pensjonatu. Wszystko co znajdowało sie na stole było z przydomowego ogródka lub od sąsiadów;)



Po śniadaniu udałyśmy sie na Pole Lawendowe gdzie zapach lawendy unosił się w powietrzu. Tam zostalyśmy przywitane przez organizatorów i pokrótce przedstawiono nam harmonogram warsztatów.



Każda z nas dostała koszulkę z logo firmy.


Na poczucie klimatu dostałyśmy do skosztowania ciasteczek z lawendą oraz lemoniadę lawendową;)
Po drobnym poczęstunku zabrano nas w tajemniczy ogród skrywający sekrety zapomnianych ziół które nas otaczają,np. babka lancetowata czy mydlnica.
Następnie miałyśmy okazję poznać właściwości olejków,które są jednym ze składników kosmetyków LPM. Zobaczyłyśmy też jak powstaje taki olejek np.lawendowy oraz proces powstawania wody lawendowej.
Dzięki zebranej wiedzy mogłyśmy przystąpić do zrobienia własnoręcznych kremów. Bardzo fajna przygoda,ale i roboty przy tym jest. Wiadomo mało kto robi sam teraz kremy,teraz wszystko robi za nas maszyna. Ale kto wie czy kiedyś nie przyjdzie nam zacząć korzystać z tego co daje nam natura i robić kremy jakie nam sie chce;) Zrobiłyśmy trzy kremy z różnymi olejkami. Ja mam z olejkiem różanym,waniliowym i lawendowym.



Po ciężkiej pracy jakim jest robienie kremów przyszedł czas na obiad. Tu nikt nie je mięsa więc obiad był wegetariański ale bardzo smaczny i sycący.
Po obiedzie organizatorki przygotowały dla nas warsztaty zapachowe. Zostałyśmy podzielone na trzy grupy i dostałyśmy fiolki z aromatem oraz żelem. Każda grupa miała stanowisko zapełnione materiałem,flamastrami,gazetami oraz dużym brystolem na którym miałyśmy pokazać co za zapach znajduje się w fiolkach. Mojej grupie trafił się zapach męski. Oj ciężkie to było,ale zapach znałyśmy. Udało nam się odgadnąć tylko jeden składnik.Nie zdradzę wam teraz co to za zapachy bo to tajemnica;)
Po intensywnym dniu przyszedł relaks przy płomieniach ogniska.

Drugi i ostatni dzień warsztatów rozpoczęłyśmy też pysznym śniadaniem.



Po śniadaniu znowu udałyśmy się na pole lawendowe,gdzie miałyśmy okazję zobaczyć jak jest ścinana lawenda, z której robiłyśmy wianki. Tyle ile dziewczyn tyle pomysłów na wianki,ale jeden pomysł miała każda: zrobić zdjęcie kosmetyków w towarzystwie swojego wianka.


Po robieniu wianków przyszedł najciekawszy moment tego dnia czyli spotkanie z pierwsza polska modową blogerką Karoliną Gliniecką Charlize Mystery,która opowiedziała nam swoją przygodę z blogowaniem. Każdej z nas dała rady jak dobrze dobierać firmy z którymi chcemy współpracować. Czas zleciał nam bardzo szybko i na luźnych pogawędkach.



Kolejny dzień i kolejny obiad wegetariański,był wyśmienity. Miałam okazję spróbować zupę grochową z dyni oraz przepysznych sałatek połączonych z kaszą.
Po obiedzie przyszedł czas dla reportera. Nagrywałyśmy filmiki oraz robiłyśmy zdjęcia z naszym ulubionym kosmetykiem.


No i przyszedł czas na powrót do domu. Nie sądziłam że w tak krótkim czasie można się przywiązać do tak fajnych dziewczyn jakie miałam okazje poznać. Na pożegnanie dostałyśmy paczkę pełną kosmetyków,ale żeby tego było mało...dostałyśmy też walizkę z logiem Ambasadorki LPM ;)
Każda z nas była w ogromnym szoku. Przyjechałyśmy z jedną walizką wróciłyśmy z dwoma ;)



Uwielbiam tą firmę jeszcze bardziej i wiem,że w kolejnych kampaniach warto dawać z siebie nie 100% a 300% !
A wy znacie markę?







Copyright © 2014 Matka z pasją , Blogger